Częstochowa Online - fotografie

Jasna Góra

następna>

Zbudowana ze składek narodu
Marian Kluba
Apr 7, 2007

Sto siedem lat temu w dzień Wniebowzięcia Matki Boskiej spłonęła od sztucznych ogni wieża jasnogórska.

Odbudowa zainicjowana przez przeora ojca Euzebiusza Reymana trwała sześć lat i kosztowała ponad 200.000 rubli. Na poświęcenie nowej wieży przybyło do Częstochowy około pół miliona pielgrzymów z całego kraju podzielonego granicami zaborów. Uroczystość stała się manifestacją narodową.

Widok na twierdzę Częstochowa. 1807. Gabinet Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. www.pinakoteka.zascianek.pl

"...usłyszałem bicie dzwonów jasnogórskich - pisał we "Wspomnieniach" generał Marian Żegota-Januszajtis. Była wtedy godzina godzinia dziesiąta lub jedenasta wieczorem. Wybiegliśmy wszyscy w przerażeniu przed ganek i zobaczyliśmy wieżę palącą się jak zapałka. Wśród ciszy nocnej słychać było tylko to bicie dzwonów, gwar setek tysięcy pielgrzymów koczujących pod klasztorem i głosy przerażonych ludzi biegnących na ratunek. Dzwony biły bez przerwy przez całą noc i dzień. Biły i biły, a wieża wciąż się paliła. Dzwony biły tak długo, że aż z Piotrkowa i Łodzi zdążyły przybyć straże pożarne; straż z Warszawy nawet wyruszyła, ale dojechała tylko do Piotrkowa, bo już nie miała po co dalej spieszyć. Wieża zgorzała doszczętnie...".


Trzeci pożar

Nie był to pierwszy pożar jasnogórskiej wieży. Pierwszy raz spłonęła 10 lutego 1654 r. gdy zaprószono ogień podczas rozgrzewania zamarzniętego zegara. Odbudowano ją szybko i przetrwała oblężenie szwedzkie podczas potopu. Powtórnie spaliła się w 1690 r. w czasie wielkiego pożaru klasztoru, jaki wybuchł od wadliwego komina piekarni. Po tym zdarzeniu rozebrano mury i wybudowano nową, ukończoną w 1702 r. Miała osiem pięter i 160 łokci wysokości (ponad 75 m). Pięć pięter wymurowano z kamienia wapiennego i cegły. Ostatnie trzy wykonano z drzewa i obito od strony zewnętrznej blachą miedzianą. Według starego zwyczaju w niektóre święta maryjne władze klasztorne zezwalały pątnikom iluminować wieżę lampkami oraz puszczać z niej rakiety i sztuczne ognie. Przeor Rejman zabronił tych czynności, ale zakaz nie był przestrzegany i często z wieży wystrzeliwano fajerwerki. 12 sierpnia 1900 r. do klasztoru przybyła półtoratysięczna pielgrzymka z Kalisza, prowadzona przez księdza Józefa Pełczyńskiego. W powozie proboszcza wieziono ognie sztuczne, które zapalono przy wchodzeniu do większych miast. W Częstochowie ks. Pełczyński zaznajomił się z aptekarzem Zygmuntem Snowadzkim i dał mu pieniądze na kupno dodatkowych fajerwerków. Aptekarz miał je zapalić 15 sierpnia o godz. 21.00, gdy procesja pojawi się na wałach klasztornych.


Zawiniły wrony i kawki

W feralnym dniu, na krótko przed wyjściem procesji, kaliski ksiądz chciał uzyskać zgodę ojca Rejmana na puszczanie ogni z wieży. Gdy nie znalazł przeora, wymusił na słudze klasztonym otwarcie wieży. Z fajerwerkami wszedł aptekarz Snowadzki z pomocnikiem oraz trzech kaliszan i klucznik. Na ostatnim, murowanym piętrze złożono sztuczne ognie i zaczęto przygotować się do odpalania. Snowadzki nie zważając na protesty klucznika udał się do części drewnianej wieży i stamtąd wystrzelił rakietę. Jednocześnie na dolnym piętrze zapalono ogniste koło. "Od iskier rozrzucanych przez młynek - pisano w >Przeglądzie Katolickim< z 1900 r. - wkrótce zapalił się pozostały fajerwerk, złożony nieostrożnie na wysokości wzrosku ludzkiego na gzymsie wieży, w miejscu dosięganym przez iskry z młynka, które zasypywały ogniem i popiołem całe ósme piętro wieży, w części i siódme. Tam wśród mnóstwa materiału budowlanego stanowiącego wiązania wieży, gnieździło się mnóstwo wron i kawek w dużych gniazdach uwitych z dużych ilości suchych gałązek, słomy, pakuł itp., łatwo palących się materiałów". Przerażeni uczestnicy ognistych atrakcji zaczęli gasić pożar i zrzucać na dziedziniec klasztorny palące się fajerwerki. Około godziny 22.00 zeszli na dół, nie mając możliwości dokładnego obejrzenia wnętrza i ugaszenia tlących się materiałów. W kilkadziesiąt minut później wieża stała w płomieniach. Komisja śledcza, powołana przez Generalnego Gubernatora, po przeanalizowaniu zeznań uczestników zdarzeń ustaliła: "nie ma żadnej zasady do podejrzewania tu umyślnego podpalenia; jedyną przyczyną pożaru było niepomyślne spalenie ogni sztucznych na wieży klasztornej".


Klasztor ocalał

Dzwony jasnogórkie wzywały do ratowania klasztoru. Jednocześnie przeor Reyman wysłał telegramy do straży ogniowych w Łodzi, Radomsku, Piotrkowie i Warszawie by przybywały na ratunek. "Zaalarmowane straże od Piotrkowa po Sosnowiec w sile 27 jednostek przybyły, kiedy ogień już dogasał - napisano w wydaniu jubileuszowym na 90-lecie OSP w Częstochowie - cały ciężar musiał z konieczności spaść na Straż Częstochowską i ona też poniosła największe straty. Z odniesionych ran zmarł pierwszy strażak Andrzej Popiński, a następnie po dłuższej chorobie Konstanty Szyma. Ciężkie uszkodzenia cielesne odnieśli; Aleksander Rampold, Stanisław Wiesiołowski, Alfons Tomala, Ignacy Szmagier, Jan Pikuła, Edward Szypuła, Aleksander Lewański, Zygmunt Gotz, Franciszek Materek, Ciepart, Krans i inni". Suche drewno paliło się gwałtownie, rzozrzucając wokoło snopy iskier i płonących głowni. Do środka wpadła najwyższa część, w chwilę później runęła tam konstrukcja siódmego i szóstego piętra. Gaszący pożar, ratowali dachy klasztoru obawiając się, by nie spadły na nie płonące, modrzewiowe kolumny, bo wtedy mogłyby przebić sklepienia i spowodować pożar całego klasztoru. "Już więc nie o wieży w czasie trzeciego pożaru myślano - powiedział ojciec Rejman podczas poświęcenia nowej wieży - lecz o kościele wielkim i kaplicy, czy spadająca wieża oraz cztery płonące olbrzymie kolumny modrzewiowe, podpierające kondygnacje drewniane, nie dokonają zniszczenia reszty - tymczasem ku zdumieniu wszystkich, jakby ręka niewidzialna przenosiła wielkie, palące się części wieży szczytowe i owe cztery kolumny na jedno miejsce, nie zawadzając wcale o kościół ani kaplicę. Toteż gdy ostatnia kolumna płonąca spadła, wymijając je, wydobył się z piersi wszystkich jeden okrzyk zdumienia i podzięki Bogu za ocalenie reszty".


Carski gest

Spadające kolumny nie spowodowały znacznych szkód, ale nadal istniała obawa, że mogą runąć przepalone mury górnych pięter. Do tej tragedii jednak nie doszło. Pożar udało się opanować. Spaliła się część drewniana aż do kamiennej podstawy, stopił drogi zegar zawieszony tam rok wcześniej, zniszczeniu uległy dachy na kruchcie i kaplicy św. Pawła oraz pokoje królewskie. Jeszcze dymiły zgliszcza wieży, a już wyjednano zgodę u Generalnego Gubernatora na zbieranie funduszy niezbędnych do budowy nowej wieży i do klasztoru zaczęły napływać pierwsze ofiary składane przez wiernych. Do ofiarności wzywały prawie wszystkie czasopisma polskie wychodzące w trzech zaborach. W nich też drukowano nazwiska ofiarodawców i wysokość datków. Pięć tysięcy rubli złożył w ofierze nawet car Mikołaj II z małżonką, a jego brat wielki książę Michał Aleksandrowicz przysłał 500. Jednocześnie władze carskie obawiając się by nowa wieża nie była zbyt okazała określiły wysokość zbieranych funduszy do 150 000 rubli i pieniądze te miały wpływać nie do kasy klasztornej lecz do banku. Po odbudowie zażądano wysokiego podatku, który jednak później znacznie zmniejszono.


Fundamenty w studni

Architekci Józef Dziekoński i Stefan Szyller wykonali projekt nowej wieży. W pierwszej kolejności należało rozebrać przepalone piętra, w których popękał kamień od żaru, a cegła uległa stopieniu. Do klasztoru zaczęto zwozić piaskowiec szydłowiecki, granit szwedzki, cement, stal konstrukcyjną, cegłę, wapno i piasek. "Gdy zaledwie świtało - pisał po latach w memoriale przeor Rejman - setki wozów z ludźmi, jeden za drugim, ciągnionych przez konie, które gratisowo spieszyły do sanktuarium. Gdy przyjechali pozostawali do dyspozycji, aby kopać czy wozić piasek, kamienie czy inne materiały, wywozić gruzy starej wieży. W ten sposób wykorzystano setki tysięcy wozów. Pomoc ta była nioceniona, gdyż w żaden inny sposób nie można było wykonać tak kolosalnych prac". W 1901 r. rozpoczęto prace wstępne od zbadania fundamentów. Okazało się, że front starej wieży posadowiono na dawnej studni. Fundament wzmocniono, zalewając siedmiometrowy otwór betonem. Z kolei tylne filary wieży spoczywały na glinie. "Mając o łokieć głębiej rodowitą skałę i mając możność stanąć na tak pewnej podstawie - pisano w "Albumie pamiątkowym" wydanym z okazji odbudowy wieży" - wznoszono na przygotowanym byle jak fundamencie kolosalną budowę w sposób wprost zuchwały". Błąd dawnych budowniczych naprawiono usuwając glinę i wypełniając powstałe szczeliny cegłą na zaprawie betonowej.


Kamień, cegła i żelazo

Po umocnieniu fundamentów przystąpiono do rozbiórki murów wystających ponad dach bazyliki. Pozostałą część murów obłożono blokami z piaskowca szydłowieckiego. Łączono je z sobą żelaznymi klamrami a ze starym murem metalowymi sztabami. "Przeszło dwieście pięćdziesiąt wagonów wchłonęła w siebie wieża kamienna - podawali autorzy Albumu. Odkładkę rozpoczęto oczywiście od dołu, a jak w tym wypadku, od górnej części cokołu. Cokół wykonano z granitu czerwonego szwedzkiego". Część wznoszącą się ponad dach bazyliki zbudowano z cegły na zaprawie cementowej obłożonej również piaskowcem. Cztery pięciometrowe kolumny z labradoru szwedzkiego, a piedestał i kapitele z czerwonego granitu. Górną część wieży wykonano z żelaza w warszawskiej fabryce Gostyńskiego według projektu inżyniera Piątkowskiego. Do budowy 106-metrowej wieży, zużyto ponad półtora miliona sztuk cegły, duże ilości cementu i wapna oraz drewna na rusztowania, które wykonał mistrz ciesielski Michał Grott. Z zebranych pieniędzy zakupiono w Belgii zegar z 35 dzwonami do dzwonienia i wygrywania religijnych melodii. Całość prac kosztowała ponad 200 000 rubli.


Strach przed prowokacją

Uroczystość poświęcenia wyznaczono na 15 sierpnia 1906 roku. Już kilka dni wcześniej zaczęły do klasztoru przybywać pielgrzymki. Nie wszystkie jednak docierały do Częstochowy bez przeszkód. Poznaniakom odebrano na granicy zaboru rosyjskiego chorągwie narodowe wraz ze sztandarami i musieli po drodze sporządzić nowe. Z dworca pielgrzymi zdążali do klasztoru. "Pomimo nieprzeliczone tłumy, które ze wszystkich dzielnic ziemi polskiej ściągnęły na uroczystość poświęcenia wieży - pisał korespondent >Tygodnika Ilustrowanego< - wzorowy spokój i porządek panował w obrębie klasztoru i na olbrzymim placu wokoło. Stało się to dzięki gronu miejscowych obywateli, którzy pod przewodnictwem o. Rejmana imponująco wprost zorganizowali straż obywatelską, złożoną przeważnie z ludu i robotników. Wojsko i policja całkowicie usunięte zostały". Porządku pilnowało 2000 osób, podzielonych na trzy oddziały, ponieważ obawiano się prowokacji ze strony żołnierzy rosyjskich lub przekupionych przez ochranę różnowierców. Utworzono izbę chorych i prowizoryczny areszt dla złodziei i prowokatorów.


Pół miliona pod murami

"Dawno już Częstochowa nie miała tak licznego napływu pobożnych, jak w środę 15 sierpnia - informował "Dzwonek częstochowski" z 1906 r. Dnia tego, śmiało możemy powiedzieć, u stóp Jasnej Góry zebrało się z górą pół miliona pobożnych. Uroczystość rozpoczęła się od pochodu kompanii przybyłych na Jasną Górę, które około godziny 8 rano zgromadziły się na ul. Dojazd i uszykowały w pochód. Na czele szli sokoli warszawscy połączeni z tutejszymi, a za nimi postępowały kompanie, każda ze swym kapłanem, sztandarami narodowymi, chorągwiami religijnymi, feretronami i orkiestrami. Przed oczyma naszemi przeciągnął długi, różnobarwny tłum uczestników; widzieliśmy więc surduty, kapoty, świtki, dawne stroje polskie i mieszczańskie, białe komże i wzorzyste kapy kapłańskie, a ponadtem wszystkiem powiewały to sztandary z Białem Orłem, to wizerunki Świętych, to krzyż jaśniał w słońcu. Szli krakowiacy, księżacy, lubelczanie, mazury, podlasianie, wszyscy w pięknych strojach ludowych, przedzielani białymi grupami dziewcząt w wiankach na głowach". Idąc śpiewano "Boże coś Polskę", a gdy pieśń cichła odzywały się liczne orkiestry. Uroczysty przemarsz pod wały klasztorne trwał półtorej godziny. Na uroczystość przybyło też duchowieństwo ze wszystkich zaborów oraz biskupi: metropolita warszawski Wincenty Chościak Popiel z sufraganem Kazimierzem Ruszkiewiczem i Stanisław Zdzitowiecki - biskup kujawsko-kaliski. Ci biskupi, którym władze carskie zabroniły udziału przysłali telegramy. "We wszystkie dzwony mojej archidyecezyi kazałem bić dzisiaj o godz. 7-ej, ażeby oddaleni od was bracia wiedzieli, że tam na Jasnej Górze obchodzone jest wielkie święto polskie" - napisał w depeszy metropolita lwowski, arcypiskup Józef Bilczewski.


Widzę znaki polskie

Biskupi poprzedzani orszakiem kapłanów stanęli obok wieży. Przeor Rejman wygłosił mowę w której przedstawił dzieje klasztoru na tle historii kraju i podziękował wszystkim uczestnikom odbudowy. Po przemowie przeora arcybiskup Popiel z wysokości pierwszej galerii poświęcił wieżę, a następnie po wałach przeszła procesja. "Gdy pochód ten przybył przed zewnętrzny ołtarz Matki Boskiej na szczycie kaplicy z cudownym Obrazem - pisał >Przegląd Katolicki< w sprawozdaniu z uroczystości - wszyscy trzej Najdostojniejsi Biskupi weszli na umyślnie przygotowane wzniesienie, z którego Jego Arcypasterska Mość udzielił uroczystego błogosławieństwa. Tu radosne uniesienie ludu dosięgnęło najwyższego napięcia". Rozległy się wiwaty wiernych na cześć biskupów, klasztoru i narodu. Po zakończeniu procesji, przed wielkim ołtarzem bazyliki odprawił sumę biskup K. Ruszkiewicz, natomiast przed szczytem biskup St. Zdzitowiecki, a kanonicy kapituły włocławskiej i warszawskiej wygłosili kazania "...w ciągu ostatnich lat czterdziestu - powiedział do wiernych przed szczytem ks. Chełmicki - gdy imię Polski usiłowano wykreślić z kart dziejów współczesnych - to Jasna Góra stała się ostoją wszystkiego co katolickie i polskie, źródłem ufności w lepszą przyszłość, płynącą z miłosierdzia Bożego. I spełniło się orędownictwo Maryi, bo oto lepsza jutrzenka świta w naszej przyszłości. Jako świadectwo tego, widzę rozpostarte przede mną znaki polskie i słyszę ze wszech stron brzmiącą pieśń polską...". W tym samym dniu podano do publicznej wiadomości dekret papieski ustanawiający święto Matki Boskiej Częstochowskiej. Papież Pius X wydał go już w 1904 r., ale ze względu na brak zgody od rządu dopiero po dwóch latach można go było ogłosić.


Dobra wróżba

Po południu w refektarzu klasztornym na obiedzie zebrało się ponad 300 osób. Odczytano nadesłane telegramy, wygłoszono okolicznościowe mowy i wzniesiono toasty. "Częstochowie tylko zawdzięcza lud Śląska, że pozostał polskim - zanotował reporter >Przeglądu Katolickiego< wypowiedź redaktora pisma katolickiego z Bytomia. - Ja sam jestem Polakiem odrodzonym dopiero od chwili, gdy jako 15-letnie chłopię przybyłem z rodzicami na Jasną Górę".

A tygodnik "Ziarno" z 24 sierpnia napisał: "Oby ta wieża stała się symbolem Polski! Oby Polska, obalona i zdruzgotana niesprawiedliwością ludzką, podniosła się z gruzów i wzniosła jak wieża Jasnogórska, wysoko i stała się jak wieża wspaniałą i pełną chwały. I może w tem powstaniu z gruzów wieży jasnogórskiej zawiera się dobra dla Polski wróżba". Niestety, na spełnienie tych nadziei musiano jeszcze czekać dwanaście lat.

Marian Kluba www.gazetagazeta.com

Sto lat temu...

 

W związku z pożarem wieży klasztoru na Jasnej Górze 15 sierpnia 1900 r. społeczeństwo polskie odpowiedziało na apel czasopisma "Zorza" i zbierało składki na odbudowę wieży. Z okolic Urzędowa również popłynęły fundusze.

Składki na odbudowanie Wieży Jasnogórskiej

Co kto może! Służba i mieszkańcy majątku Łopiennik:

Anna Siemion 20 kopiejek,

Michał Kobylarz 20 kop.,

Michał Prokop 20 kop.,

Andrzej Więcławski 20 kop.,

Dobrowolski 15 kop.,

Rozalia Figura 15 kop.,

Antoni Więcławski 10 kop.,

Jan Michota 10 kop.,

Andrzej Kot 10 kop.

Woźniaczka 10 kop.,

Walenty Surma 10 kop.,

Grzywacz 10 kop.,

Janowa Kolasina 10 kop.,

Ludwik Kolasa 10 kop.,

Mirecki 2,5 kop.,

Antonina Gryglasińska 7,5 kop.,

Wojciech Rzucidło 7,5 kop.,

Maria Pietrusiewicz 7,5 kop.,

Jan Bielecki fornal 25 kop.,

Franciszek Kołodziej 10 kop.,

Józef Kamiński 8 kop.,

Jan Szczotka 8 kop.,

Józef Chmielewski 8 kop.,

Jan Bielecki 40 kop.,

Jan Kwietniewski 30 kop.,

Jan Reszke 25 kop.,

Jan Pietrusiewicz 50 kop.,

Józef Kulig 6 kop.,

Michał Samuniak 5 kop.

Rudzki 5 kop.,

Sałasiński 5 kop.,

Teofila Bończoszek 5 kop.,

Emilia Jaśkielewicz 5 kop.,

Zofia Kowalska 1 rubel,

Maria Łysakowska 1 rub.,

rodzina Kochanowskich 5 rub.,

Józef Burek 25 kop.

Powyższa informacja została zaczerpnięta z czasopisma "Zorza" R. 36 (1901)


następna>



Upadłość konsumencka